wtorek, 9 lutego 2016

Uczuciowa strefa komfortu

Uczuciowa strefa komfortu
Od jakiegoś czasu dosyć często chodzi mi po głowie temat wychodzenia ze strefy komfortu. Niebywale jest tkwić w swoim starym znajomym i "bezpiecznym" smrodku. I niebywale łatwo się w ten sposób zakisić na smutno i leniwo. A jak wiadomo, kiszona kapusta i ogóreczki są jak najbardziej okej, ukiszony człowiek już nie bardzo. Sama ostatnio staram się kopać w tyłek, żeby ruszać się poza dom, brać udział w jakichś nieobowiązkowych aktywnościach. Największe zadanie najbliższego czasu - znaleźć sensowną pracę. Nie mam pojęcia, czemu tak się tego boję, ale się boję (bo jestem za durna/nie umiem/ nie nadam się/milion równie głupich powodów, które nie chcą się odkleić od okołopracowych myśli). Teoretycznie mogłabym jeszcze potkwić w bezpiecznym smrodku nieróbstwa, ale ile można. Więc czas brać się w garść. Rynku pracy, drżyj! Teraz jeszcze trzeba zebrać odwagę potrzebną do otworzenia wymarzonej maleńkiej działalności...

Jednak jeśli chodzi o całą tę sławną strefę komfortu - najbardziej zadziwia mnie jej istnienie w relacjach międzyludzkich. Nie chodzi mi absolutnie o to, że sama nie mam z tym problemu. Ale ten mechanizm troszkę mnie przeraża. W szczególności niewyrażanie uczuć. Nie twierdzę, że mamy zacząć biegać w kółko i wyznawać wszystkim ludziom, że ich kochamy, ale jakoś tak brakuje mi prostego mówienia osobom, które się lubi "hej, lubię cię!", albo koleżance, że jest ładna, albo czegokolwiek w tym kierunku. Mam wrażenie, że strasznie plączemy się w gąszczu półsłówek i niedopowiedzeń, byle tylko za bardzo się nie obnażyć przed drugim człowiekiem. Wydaje mi się, że dobrze unaoczniają to wszelkie strony typu "Spotted:", gdzie pojawia się mnóstwo ogłoszeń, że Krzyś szuka Ani, z którą rozmawiał w kolejce do szatni, ale nie dał rady wydusić z siebie, że wydaje się sympatyczna i zaproponować jej przysłowiową kawę. Nie wspominając już o przyznaniu się komuś, że się zwyczajnie podoba. Kiedyś myślałam, że to tylko w filmach i głupich opowiastkach zdarzają się sytuacje "zawsze mi się podobałeś/aś, ale nie miałem odwagi ci powiedzieć", a teraz już jest z jakiejś przyczyny za późno. Jednak nie, to nie zdarza się tylko w opowiastkach. Trochę to smutne, a trochę śmieszne, że lubimy sami sobie komplikować życie. Bo a nuż coś nie wyjdzie... Tylko w zasadzie co z tego?

Okazuje się, że jednak najbardziej lubię ludzi, którzy potrafią rozmawiać o swoich uczuciach.
Copyright © 2016 Moje myśli biegają końmi , Blogger