piątek, 13 maja 2016

Sentencjonalno - banalne kino 5D

Wczoraj po raz kolejny wyrwało mi się z ust westchnienie, które przystoi raczej Starej Ciotce: "Ech, jak to się wszystko w życiu zmienia". Najgorsze (a może najlepsze?), że te wszelkie westchnieniowe banały okazują się być tak strasznie prawdziwe, że zaczynam rozumieć sentencjonalne Stare Ciotki Przystolne (chociaż osobiście mam tylko Młode Ciotki). 

Ostatnio coś tam wspominałam o wychodzeniu ze strefy komfortu. Ta myśl musiała naprawdę mocno utkwić mi w głowie, bo aż przewróciłam swoje życie do góry nogami, zostając przy okazji uciekającą panną młodą. I tak tymczasowo legła w gruzach ta moja strefa bezpiecznego leniwego smrodku. Nowe i bardzo interesujące uczucie. Co prawda, teraz już zdążyłam się odrobinę okopać na nowo, ale staram się zasypywać ten okop. Pobolało, poszczypało, ale jednak dopiero teraz czuję Rzeczy. Tutaj z kolei prawdziwym okazuje się kolejny banalny tekst o łódeczce na wzburzonym morzu. Albo utonięcie, albo satysfakcja. I jeśli nie traktować siebie przesadnie serio, to jest nawet zabawne. Nie mieć pojęcia dokąd to wszystko zmierza, czuć że nie ma się już wpływu na przebieg wydarzeń i za każdym rogiem kryją się jakieś niespodzianki. Nic tylko łapać popcorn i obserwować własne życie. Takie kino 5D, tylko jeszcze bardziejsze (30D i kto da więcej?)! Okazało się, że faktycznie sporo może się zmienić w kilka miesięcy. Jednocześnie zmiana planów matrymonialnych, zmiana miejsca zamieszkania, częściowa zmiana otoczenia, zakończenie zajęć na studiach i poszukiwanie sensownej pracy.

I w sumie całkiem zabawne jest to, że po podjęciu decyzji o której myślałam, że świat się po niej zatrzyma, okazało się że świat po raz kolejny nie zatrzymał się ani na minutę. Poprzednio miałam tak po śmierci taty. Wyszłam na ulicę, a tam słońce dalej świeci, kierowcy nadal denerwują się na siebie nawzajem, dzieciaki bawią się na placu zabaw i nikt nawet nie wie, że gdzieś tam u jakiegoś dziewczęcia zaszły Przełomowe Zmiany. I dobrze. Ziemia nadal sobie toczy swój garb uroczy, a ja coraz bardziej jestem zadowolona z sytuacji. Ostatecznie nie zmarnuję życia sobie i drugiemu człowiekowi, wylądowałam w prześwietnym miejscu w dzielnicy, której nigdy nie brałam pod uwagę, z kapitalnymi ludźmi (olaboga, mamy ogródek! i kominek! i klapkę dla kotów w drzwiach!!), zakumplowałam się z ludźmi, z którymi dobrze się rozumiem i w ogóle zaszły jeszcze inne Zmiany Personalne. I bzy. Dookoła kwitną bzy. W sumie to czuję się szczęśliwa w tym nurcie wydarzeń. Przy okazji można dowiedzieć się wielu zaskakujących prawd o sobie i jeszcze bardziej docenić rodzinę i przyjaciół. W zasadzie z jednego minusa robi się całe mnóstwo plusów (czyli to co widzi optymista na cmentarzu). 

I tym sposobem po raz kolejny zamiast napisać jakąś złotą myśl, czy inną mądrość wszechczasów, zrobiłam sobie pamiętniczek. Ale w sumie co mi tam. Przecież mogę.
I pomalowałam wczoraj paznokcie. Na czerwono. O!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Moje myśli biegają końmi , Blogger