poniedziałek, 24 marca 2014

Wiosenne niebezpieczeństwa zdrowego odżywiania

Przyszła wiosna. Oczywiście - każdy szczęśliwy posiadacz okien na pewno zauważył już ten fakt. Rok powinien zaczynać się wiosną, a nie zimą. Zawsze jest to czas nowej nadziei, nowych postanowień, wszystko się rodzi... Lubię wiosnę bardzo, bardzo! A szczególnie kolorowe krokusy przed domkami na mojej najulubieńszej ulicy Gdańska, pączki na drzewach (takie świeżutkie!), cieplejszy wiatr, jasne wieczory, piękne zachody. To jest dobry czas, żeby zacząć od nowa. Nawiasem, nie wiem czemu, ale zaczynanie od nowa kojarzy mi się z wieczornym pisaniem na blogu z pozycji łóżka, czy też czytanie książki na dobranoc (zamiast siedzenia na głupich portalach). I ja nabrałam jakiegoś nowego zapału. Ciekawe, ile z niego wyniknie, ale cieszę się tym, że jest. Zawsze jednak to coś pozytywnego. :)

W temacie zaczynania jeszcze raz - rozmawiałam dziś z Przyjaciółką o naszych dietach, ćwiczeniach i postanowieniu, że do wakacji będziemy chude laski. Poza zmotywowaniem siebie nawzajem - doszłyśmy do wniosku, że teraz jest szalona moda na to całe odchudzanie, odżywianie, bycie fit. Z jednej strony - w sumie dobrze, zdrowy styl życia godzien jest promowania. Ale wydaje mi się, że to się rozbuchało całkowicie bez umiaru. Jak grzyby po deszczu rodzą się nowe fanpejdże na Fejsbuku dotyczące odchudzania, zdrowego odżywiania, złotych porad, motywacji. I tu nasuwa się pytanie - które porady są najzłotsze ze wszystkich? Ostatecznie, taką stronę może założyć każdy. W jaki sposób zweryfikować ich wiarygodność? Kto ma rację, a kto nie? Ciężko zdecydować i nie popaść w paranoję nieufności. 

A dodatkowo, ciężko nie popaść w paranoję zdrowego stylu życia. Ale takiego, no wiecie. ZDROWEGO. Codziennie morderczy trening, zmuszanie się do pochłaniania sałatek i picia smoothie (kurczę, czemu nie można nazywać tego po ludzku, koktajlem?) i pisania z szerokim emotikonkowym uśmiechem, jak bardzo nam z tym dobrze. A, koniecznie trzeba też biegać z Endomondo i udostępniać swoje znakomite wyniki, ilość pokonanych kilometrów i wypoconych litrów potu, albo spamować tablicę zdjęciami z siłowni (jeśli ktoś nie opływa w finanse - wystarczy zdjęcie z hantlami, ale za to koniecznie w szałowym dresie). Gdzie kończy się zdrowotność, a zaczyna zwykła pokazówka? Z jednej strony pokazówka - a z drugiej jakieś totalne szaleństwo. Rozmawianie tylko o diecie, myślenie tylko o diecie, odmawiania sobie wszystkiego i niedosypianie, bo trening. Absolutna psychoza. Ten zdrowy styl życia może być niebezpieczny. I bądź tu człowieku mądry... Dlatego też podsumowałyśmy rozmowę - nie gadamy o diecie. Nie rozliczamy się z pochłoniętych zbędnych kalorii każdego dnia, tylko działamy. Mała spowiedź raz na tydzień i tyle w temacie. Nie można żyć dla diety.Przecież to wszystko jest po to, żeby ulepszyć jego jakość, nie żeby się zakatować. 

No dobra, napisałam, co chciałam. Teraz z czystym sumieniem mogę pójść spać, żeby rano zjeść swoją porcję musli z jogurcikiem i kiwi. A na obiad... Nie, nie, nie! Dość myślenia przez pryzmat diety! Czas działać, a nie gadać.

Ale ze mnie jęczybuła... ;)

1 komentarz:

  1. Ta sama myśl przechodzi mi przez głowę, gdy widzę kolejny udostępniony wynik treningu na fb. Zastanawiam się czy dana osoba ćwiczy dla siebie czy dla poklasku "Ale jestem zdrowy i dbam o siebie inni pewnie tak nie robią, jestem lepszy". ilu z pośród tych wszystkich znajomych utrzymujemy bliższy kontakt. Ilu tak na prawdę obchodzi co robisz w swoim wolnym czasie?
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości : )

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Moje myśli biegają końmi , Blogger